Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 135.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Rozumiem — odparła pani Verlowa, siedząc wyprostowana obok niego, z widmem szubienicy przed oczyma i obawą śmierci w sercu. — Rozumiem, Tomie.
I szepnęła sama do siebie okropną zwrotkę:
— „Szubienica miała czternaście stóp wysokości“...
Ossipon, nie patrząc na nią, z twarzą, podobną do maski gipsowej, zdjętej po ciężkiej chorobie odezwał się:
— Ale, ale! Daj mi teraz pieniądze na bilety...
Pani Verlokowa odpięła stanik i, nie patrząc na niego, oddała mu nowy pugilares ze świńskiej skóry. Wziął go, nic nie mówiąc i zapuścił w głęboką kieszeń na piersiach. Potem poklepał się po paltocie.
Wszystko to robili, nie patrząc na siebie. Dopiero kiedy dorożka skręciła na rogu ulicy ku mostowi, Ossipon otworzył usta.
— Czy wiesz ile tam pieniędzy?
— Nie wiem — odrzekła pani Verlokowa. — On mi to oddał. Nie rachowałam. Nie myślałam o niczem wtedy. A potem...
Poruszyła zlekka ręką. Ten ruch prawej ręki — tej ręki, która ugodziła śmiertelnym nożem w serce człowieka przed godziną niespełna, był tak wymowny, że Ossipona przebiegł dreszcz. Wstrząsnął się i szepnął:
— Zimno mi. Jestem zupełnie przemarznięty.
Pani Verlokowa patrzyła prosto przed siebie. Tylko niekiedy wyrazy „szubienica miała czterna-