Strona:PL Joseph Conrad-U kresu sił.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.

scy ostrzą sobie zęby na jakąś łatwą pracę. Dwa razy więcej ludzi niż posad — i — co ty na to powiesz, Whalley —
Urwał; jego zaciśnięte pięści wyprężyły się tak silnie w kieszeniach, że zdawało się przebiją je lada chwila. Kapitan Whalley westchnął mimo woli.
— Co ty na to powiesz? Pomyślałby kto, że będą sobie tę posadę wydzierać. Otóż nic podobnego. Oni boją się wracać do kraju. Miło jest leżeć tu sobie w cieple na tarasie i wyglądać jakiejś pracy. A ja tymczasem siedzę i czekam w biurze. Pies z kulawą nogą nie przyszedł! Co oni sobie wyobrażali? Że w dalszym ciągu będę siedział jak jaki bałwan nad telegramem konsula? Jeszcze czego! Przejrzałem ich listę, wysłałem parę słów do Hamiltona — najgorszy wałkoń z nich wszystkich — i po prostu kazałem mu jechać. Zagroziłem że każę stewardowi z Domu Marynarza wyrzucić go na zbity łeb. I — proszę ja ciebie — oświadczył mi że posada nie jest dla niego dość dobra. A ja mu na to: — Mam tu parę notatek o panu. Przybył pan przed osiemnastu miesiącami; przez ten czas nie pracował pan i sześciu miesięcy. Zadłużył się pan w Domu Marynarza i pewno liczy pan na to, że w końcu wydział marynarki rachunek zapłaci. Nieprawdaż? I tak się też stanie; ale jeśli pan nie skorzysta z tej okazji, odeślę pana do Anglii za bezpłatnym biletem na pierwszym lepszym parowcu jaki się nawinie. Żebrak z pana po prostu. A my tu białych żebraków nie potrzebujemy. Napędziłem mu strachu. Ale pomyśl tylko, ile musiałem się nakłopotać.
— Nie miałbyś żadnego kłopotu — rzekł Whalley prawie mimo woli — gdybyś był posłał po mnie.
Kapitana Eliotta ogromnie to ubawiło; szedł i trząsł się po prostu od śmiechu. Lecz nagle spoważniał. Przemknęło mu przez myśl niejasne jakieś wspomnienie. Czy nie opowiadano podczas krachu Travancore and Deccan Comp., że biedny Whalley został do cna spłukany? „Musi być