na niczym znał i o nic nie zadba. Sofala jest statkiem przybrzeżnym utrzymującym handlowe stosunki z miejscowościami leżącymi na północ, aż do Tenasserim włącznie; ale cała trudność w tym, że nie można znaleźć kapitana, który by go poprowadził. Nikt nie chce się podjąć dowództwa. Kapitan Eliott nie może oczywiście rozkazać aby ten czy ów człowiek podjął się jakiejś pracy. Można nadużyć raz swojej władzy na żądanie konsula generalnego, ale...
— Cóż temu statkowi brakuje? — przerwał kapitan Whalley spokojnym głosem.
— Ależ nic. To porządny stary parowiec. Jego właściciel był dziś u mnie w biurze i włosy sobie z głowy wyrywał.
— To człowiek biały? — spytał Whalley z zainteresowaniem.
— Tak twierdzi — odrzekł kapitan Eliott z pogardą — ale nawet jeśli jest biały to tylko po wierzchu. Powiedziałem mu to w żywe oczy.
— Więc kto to taki?
— On jest mechanikiem na tym swoim parowcu. Teraz widzisz jak sprawa stoi!
— Tak — rzekł kapitan Whalley w zamyśleniu. — Mechanik. Rozumiem.
Jak się stało że ów człowiek był jednocześnie właścicielem parowca, to cała historia. Przybył jako trzeci mechanik na statku angielskim przed niespełna piętnastu laty — kapitan Eliott pamiętał to dobrze — i został wydalony wskutek paskudnej kłótni ze swym szyprem i ze starszym mechanikiem. Na statku byli wprost zachwyceni że się go pozbyli, bo pragnęli tego dopiąć za wszelką cenę. Typ buntownika. No i pozostał tutaj. Nudziarz straszliwy; ledwie się zaokrętował, już był znowu z powrotem w porcie, nie mógł nigdzie zagrzać miejsca: przeszedł chyba przez maszynownie wszystkich statków należących do kolonii.
Strona:PL Joseph Conrad-U kresu sił.djvu/055
Ta strona została uwierzytelniona.