z portu sprzysięgła się żeby go upokorzyć, ponieważ jest mechanikiem.
Kapitan Eliott zachichotał chrypliwie.
— I rzeczywiście, niech on opuści jeszcze parę podróży, a nie będzie miał już w ogóle po co się fatygować. Nie dostanie żadnego ładunku od dawnych klientów. W dzisiejszych czasach zbyt wielka jest konkurencja; ludzie nie pozwolą, aby ich towar poniewierał się dlatego, że jakiś statek nie przychodzi, kiedy go oczekują. Widoki są złe dla Massyego. Przysięga że się zamknie w swojej kajucie i raczej umrze z głodu niż sprzeda statek — nawet gdyby kupiec się trafił. A to wcale nie jest prawdopodobne. Nawet Japończycy nie daliby za ten parowiec sumy, na którą jest ubezpieczony. To zupełnie co innego niż sprzedaż żaglowca. Parowce nie tylko się niszczą ale i starzeją się pod względem konstrukcji.
— Musiał sobie odłożyć dobry kawał grosza — zauważył spokojnie kapitan Whalley.
Dowódca portu wydął purpurowe policzki do zdumiewających rozmiarów.
— Ani szeląga, Harry. A-ni-sze-lą-ga.
Czekał; a gdy kapitan Whalley, przesuwając zwolna ręką po brodzie, patrzył w ziemię bez słowa, Eliott klapnął go po ramieniu, podniósł się na czubki palców i rzekł ochrypłym szeptem:
— Manilska loteria go wykończyła.
Zmarszczył się trochę i kiwał potakująco głową drobnymi, szybkimi ruchami. Wszyscy oni na to lecieli; jedna trzecia pensyj wypłacanych oficerom marynarki („w moim porcie“, prychnął) szła do Manili. To była po prostu mania. Massy uległ jej od pierwszej chwili jak wszyscy inni; a kiedy już raz wygrał, wyobraził sobie że niech tylko kupi bilet, na pewno wygra znów grubą sumę. Od tamtego czasu brał tuzinami bilety na każde ciągnienie. Toteż wskutek tego nałogu i bra-
Strona:PL Joseph Conrad-U kresu sił.djvu/058
Ta strona została uwierzytelniona.