— Ale muszę powiedzieć, że tak jak pan to nigdy mnie nikt nie podszedł. Przyznaję się do tego. Słyszy pan? przyznaję się! Czego pan jeszcze chce? Czy zaspokoiło to pana dumę, panie kapitanie Whalley? Objechał mię pan od samego początku. Widzę to jak na dłoni, kiedy sobie wszystko przypomnę. Pozwolił mi pan włączyć zastrzeżenie co do nietrzeźwości, ani słowa pan nie pisnął; tylko zrobił pan minę pełną obrzydzenia, kiedy zażądałem żeby wypisać to w kontrakcie czarno na białym. Skąd ja mogłem wiedzieć, jaka jest pana słaba strona? Bo każdy ma jakąś słabą stronę. I ot co się pokazało! Kiedy pan był już na statku, dowiedziałem się że od lat pije pan tylko wodę.
Aroganckie, skomlące wymówki Massyego ustały. Pogrążył się w ponurym zamyśleniu, charakterystycznym dla ludzi przebiegłych i ograniczonych. Jego tępą, żółtą twarz powlekł wyraz głębokiego wstrętu; trudno było zrozumieć, że kapitan Whalley nie roześmiał się na ten widok. Ale kapitan nie podniósł wcale oczu i siedział nieruchomo w fotelu, znieważony lecz pełen godności.
— Wiele mi z tego przyszło — podjął znów monotonnym głosem Massy — że włączyłem zastrzeżenie o nietrzeźwości! Przecież zawierałem kontrakt z człowiekiem, który nie bierze do ust nic oprócz wody. A pan miał taką zmieszaną minę wtedy rano u adwokata, kiedy czytałem swój projekt kontraktu — taki pan był zgnębiony! Byłbym przysiągł, że utrafiłem w pana słabą stronę. Właściciel statku nie może być nigdy zanadto ostrożny w stosunku do swego kapitana. A pan przez cały czas musiał kpić ze mnie w duchu... Co? Co pan mówi?
Kapitan Whalley tylko poruszył z lekka nogami. Tępa wrogość przejawiła się w ukośnym spojrzeniu Massyego.
— Ale proszę pamiętać że są jeszcze inne powody do dymisji. Na przykład ciągłe niedbalstwo równające się w skutkach nieumiejętności — karygodne i uporczywe zaniedby-
Strona:PL Joseph Conrad-U kresu sił.djvu/083
Ta strona została uwierzytelniona.