zwoitości, gdyby któryś z Whalleyów, postanowiwszy umrzeć, został wypadkiem znęcony do walki o życie. Kapitan włoży do kieszeni te wszystkie kawałki żelaza.
Załoga widziała z łodzi Sofalę, czarną masę na czarnym morzu, tkwiącą wciąż nieruchomo w straszliwym przechyleniu. Żaden odgłos stamtąd nie dochodził. Potem rozległ się ogłuszający, dziwny, przewlekły hałas, jakby kotły się przebiły przez grodzie i na miejscu, gdzie był statek, ukazało się wśród słabego głuchego huku coś na kształt wąskiej skały sterczącej pionowo z morza. Po chwili znikło i to.
Gdy parowiec Sofala nie wrócił we właściwym czasie do Batu Beru, Van Wyk zrozumiał od razu, że nigdy go już nie zobaczy. Ale o tym co zaszło dowiedział się dopiero w kilka tygodni później, odbywszy drogę do portu macierzystego Sofali na krajowym statku użyczonym przez sułtana. W porcie zaczynali już zapominać o istnieniu parowca i urzędowym śledztwie przeprowadzonym z powodu jego zatonięcia.
Nie był to wypadek niezwykły ani też szczególnie interesujący, wyjąwszy to że kapitan poszedł na dno wraz z tonącym statkiem. Tylko on jeden zginął; Van Wyk nie byłby się dowiedział o tym wszystkim żadnych szczegółów, gdyby nie Sterne, którego spotkał raz na bulwarze, blisko mostka nad kanałem, prawie w tym samym miejscu gdzie kapitan Whalley — chcąc zachować w całości pięćset funtów, pieniądze swej córki — skręcił w ulicę aby zawołać na sampan, mający zawieźć go na Sofalę.
Van Wyk już z daleka zobaczył, że Sterne mruży oczy na jego widok i podnosi rękę do kapelusza. Usunęli się w cień jakiegoś budynku (był to bank) i oficer opowiedział, jak łodzie z załogą dotarły do zatoki Pangu mniej więcej w sześć godzin po wypadku i jak przebyli tam dwa tygodnie, pozbawieni wszelkich środków do życia, póki się nie zdarzyła
Strona:PL Joseph Conrad-U kresu sił.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.