Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 030.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zaś mściciele, którzy tylko zabijają ciała prześladowców ludzkiej godności. Tacy ludzie, jak ja, potrzebni są, aby zrobić miejsce dla trzeźwych myślicieli — jak ty. Ha! my wszyscy poświęciliśmy nasze życia; niemniej, radbym się ocalić, jeżeli to możliwe. Nie o moje życie mi chodzi, lecz o możność działania. Nie żyłbym bezczynnie. Oh! nie! Nie sądź mnie błędnie, Razumowie. Ludzie tacy, jak ja, nie rodzą się na kamieniu. A przytem, taki czyn jak dzisiejszy tem bardziej przeraża gnębicieli, jeżeli sprawca zniknie bez śladu. Wtedy siedzą w swoich gabinetach i pałacach, i drżą ze strachu. Otóż wszystko — czego żądam od ciebie — to żebyś mi dopomógł zniknąć. Niewielka to rzecz. Pójdziesz poprostu do Ziemianicza, tam gdzie byłem dziś rano, i powiesz mu: „Ten, kogo znasz, potrzebuje sanek i doskonałych koni. O wpół do pierwszej w nocy niech staną przy siódmej latarni na lewo, licząc od górnego końca Karabelnoj. Gdyby nikt nie wsiadł, niech sanki objadą wkoło i za jakie dziesięć minut niech wrócą na to samo miejsce“.
Razumow dziwił się sam sobie, czemu nie przerwał dotąd tej gadaniny i nie powiedział wręcz temu człowiekowi, żeby sobie poszedł. Byłoż to słabością z jego strony lub czemś innem?
Doszedł do przekonania, że był to zdrowy instynkt. Haldina musiano widzieć. Niepodobieństwem było, żeby ktoś w tłumie nie zauważył człowieka, który rzucił drugą bombę. Haldin miał powierzchowność zwracającą uwagę. Policja do tej pory musi już posiadać jego rysopis. Niebezpieczeństwo rosło z każdą chwilą. Wyprawić go teraz, żeby się znowu wałęsał po ulicach, to go wkońcu schwycą.
Policja wprędce dowie się o nim wszystkiego. Wytężą siły, ażeby odkryć spisek. Każdy, kto miał kiedykol-