Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 038.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wynędzniałe, nieumyte twarze zwróciły się w jego kierunku. Jakiś łagodnooki obdartus, pijący herbatę przy najbliższym stoliku, przesiadł się dalej. Powstał szmer zdziwienia z podkładem niepokoju. Dał się też słyszeć śmiech i wykrzyknik: „No! No!“ drwiąco-kojący. Posługacz obejrzał się dokoła i oświadczył zebranym:
Barin nie chce wierzyć, że Ziemianicz się upił.
Z najdalszego kąta ochrypły głos, należący do jakiegoś wstrętnie obdartego indywiduum, z twarzą czarną jak morda niedźwiedzia, zamruczał gniewnie:
— Przeklęty „jamszczyk“ złodziei. Po djabła nam ten jego „barin“ tutaj? My tu wszyscy jesteśmy uczciwi ludzie.
Razumow, przygryzając usta do krwi, aby nie wybuchnąć przekleństwem, poszedł za właścicielem spelunki, który, szepnąwszy mu: „Pójdź za mną, batiuszka“ — zaprowadził go do malutkiej nory za drewnianą ladą, skąd dochodził plusk wody. Obdarte, mokre, bezpłciowe stworzenie myło tam szklanki, pochylając się nad drewnianym szaflikiem przy świetle łojowego ogarka.
— Tak, batiuszka — wymówił żałośnie człowiek w długim kaftanie. Miał śmiałą, chytrą twarz i rzadką, siwiejącą brodę. Usiłując zapalić blaszaną latarkę, tulił ją do piersi i ciągle gadał:
Pokaże Ziemianicza barinowi na dowód, że się tu łgarstw nie opowiada. I pokaże go pijanym. Kobieta mu pono wczorajszej nocy uciekła. „Istna czarownica! A chuda. Tfu!“ I splunął. One zawsze od niego uciekały, a ten czort, pomimo że już po sześćdziesiątce, nie mógł się do tego przyzwyczaić. Ale każdy martwi się na swój sposób, a Ziemianicz był głupcem od urodzenia. I zaraz do butelki. „A ktoby tu w naszym kraju bez butelki wytrzymał,