Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 042.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pozostawił mu jednak przyjemne ciepło. Duchowy niepokój uśmierzył się również, jak gdyby całe rozgorączkowanie wyszło z niego w gwałtownym, zewnętrznym wybuchu. Pozostała mu tylko świadomość straszliwego niebezpieczeństwa i poczucie mocnej, nienasyconej nienawiści.
Szedł coraz wolniej. Istotnie, zważywszy, jaki to gość oczekiwał go w domu, nie można się było dziwić, że się ociągał z powrotem. Było to tak, jak gdyby przygarnął zaraźliwą chorobę, która go może nie uśmierci, ale odbierze wszystko, dla czego żyć warto, i świat zamieni w piekło.
Cóż on tam robił teraz? Leżał na łóżku jak umarły, odwróconemi dłońmi zasłaniając oczy. Razumow ujrzał jak na jawie Haldina na swem łóżku, z głową wtłoczoną w białą poduszkę, nogi w długich butach i sterczące do góry stopy. I w przystępie wściekłości powiedział sobie: „Zabiję go, gdy wrócę do domu“. Ale wiedział bardzo dobrze, że się to nanic nie zdało. Trup zawieszony u szyi będzie dlań taką samą zgubą, jak człowiek żyjący. Tu tylko zupełne unicestwienie mogło coś pomóc. A to było niemożebne. Więc cóż? Popełnić samobójstwo, żeby uniknąć tej klęski?
Rozpacz Razumowa była zbyt przepojona nienawiścią, ażeby mógł przyjąć takie wyjście.
A jednak prawdziwa rozpacz — nie mniej — ogarniała go na myśl, że będzie zmuszony przebywać z Haldinem nieokreśloną ilość dni w śmiertelnej trwodze za lada szelestem. Ale może, gdy się Haldin dowie, że „jasna dusza“ Ziemianicza uległa zaćmieniu pijaństwa, uniesie swą przeklętą rezygnację gdzie indziej. Jednak to nie było prawdopodobne.
Razumow pomyślał: „Mam być zmiażdżony i nie mogę nawet uciec“. Inni mieli gdzieś jakiś kącik ziemi, jakiś