Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 049.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Poranny wypadek podziałał na nich wszystkich. Cóżby rzekli, gdyby wiedzieli, co ten student w płaszczu zamierza uczynić?
— Żaden z nich nie jest zdolny czuć i myśleć tak głęboko jak ja. Wieluż pomiędzy nimi potrafiłoby spełnić czyn przekonania?
Razumow szedł coraz wolniej jasno oświetloną ulicą. Powziął już silne postanowienie. Prawdę mówiąc, trudno to było nazwać postanowieniem. Poprostu uświadomił sobie to, co zamierzał uczynić od początku. A jednak czuł potrzebę czyjejś sankcji.
Z jakiemś bolesnem uczuciem powiedział sobie:
— Chcę, żeby mnie zrozumiano.
Ogarnęło go wszechludzkie pragnienie, w całem swojem głębokiem i melancholijnem znaczeniu — jego, który wśród osiemdziesięciu miljonów rodaków nie miał jednego serca, przed którem mógłby się wywnętrzyć.
O adwokacie nie było co myśleć. Zbyt lekceważył tego podrzędnego krętacza. Nie mógł również otworzyć sumienia przed pierwszym policjantem na rogu. Nie pilno mu też było iść do komisarza cyrkułu, w którym mieszkał. Widywał czasem tego pospolicie wyglądającego osobnika w podniszczonym mundurze, z dymiącym papierosem, przyklejonym do dolnej wargi.
— Prawdopodobnie zacząłby od tego, że mnieby zaaresztował. A w każdym razie narobiłby hałasu — pomyślał Razumow praktycznie.
A taki czyn przekonania musi być spełniony z godnością.
Razumow łaknął rozpaczliwie rady, moralnej podpory. Któż wie dobrze czem jest prawdziwe osamotnienie? — nie wyraz utarty, ale naga, straszliwa rzeczywistość? Na-