Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 066.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i wieszał płaszcz na kołku, gdy Haldin westchnął głęboko i zapytał znużonym głosem:
— No cóż? Cóżeście uradzili?
Razumow doznał tak silnego wzruszenia, że musiał oprzeć się o ścianę. Szatańska chęć powiedzenia mu: „Wydałem cię policji“ przestraszyła go. Ale nie powiedział tego. Rzekł, nie odwracając się, stłumionym głosem:
— Zrobione.
I znowu usłyszał, jak Haldin westchnął. Podszedł do stołu, mając przed sobą lampę, i wtedy dopiero spojrzał w stronę łóżka.
W odległym kącie dużego pokoju, zdala od lampy, która była mała i osłonięta grubym, chińskim ciemnikiem, Haldin wyglądał jak ciemny, wydłużony kształt, stężały w nieruchomości śmierci. Ta postać zdawała się mieć mniej ciała niż jej własne widmo, po którem Razumow przeszedł na białej od śniegu ulicy. I postać ta była bardziej przerażająca w swej uporczywej, przyćmionej rzeczywistości, niż wyraźne lecz przemijające złudzenie.
Głos Haldina dał się znowu słyszeć:
— Musiałeś mieć okropną drogę... okropną — szepnął przepraszającym tonem. — Na taką niepogodę...
Razumow odpowiedział energicznie:
— Tak; droga była straszna... Jak nocna zmora...
Wzdrygnął się wyraźnie. Haldin westchnął po raz trzeci; poczem rzekł:
— Widziałeś więc Ziemianicza — bracie?
— Widziałem.
Razumow, pomnąc, ile czasu spędził z Księciem, uznał za roztropne dodać:
— Musiałem czekać dość długo.
— To typ — prawda? Coś nadzwyczajnego, jakie