Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 072.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

gnął dalej Razumow, odetchnąwszy głęboko i zaśmiawszy się krótko i gardłowo, — ale nie odziedziczyłem skłonności rewolucyjnych wraz z podobieństwem po jakimś wuju.
Spojrzał znów na zegarek i zauważył z obrzydzeniem, że jeszcze wiele minut brakuje do północy. Wyrwał zegarek z łańcuszkiem z kamizelki i położył go na stole w świetle lampy. Haldin, wsparty na łokciu, nie ruszał się. Razumowa zaniepokoiła ta postawa.
„Co on tak spokojnie planuje“ pomyślał. „Trzeba temu przeszkodzić. Muszę wciąż mówić do niego“.
Podniósł głos:
— Jesteś synem, bratem, siostrzeńcem, krewnym, albo ja wiem czem, dla niezliczonej ilości osób. Ja jestem tylko człowiekiem. Oto stoję przed tobą. Człowiekiem, który myśli. Czy przyszło ci kiedy do głowy, w jaki sposób człowiek, który nigdy w życiu nie słyszał serdecznego słowa lub pochwały, będzie myślał o rzeczach, o których ty pomyślisz naprzód za lub przeciw twojej sferze, o twoich rodzinnych tradycjach, o domowych przesądach? Czyś zastanowił się kiedy nad tem jak taki człowiek odczuwa? Ja nie mam żadnych rodzinnych tradycyj. Moje tradycje są historyczne. Na cóż ja się mam oglądać, jeżeli nie na moją przeszłość narodową, od której wy, panowie, chcecie oderwać waszą przyszłość? Czyż moje zdolności, moje dążenia do lepszego losu mają być pozbawione jedynej rzeczy, na której mogą polegać, dla widzimisię burzycielskich zapaleńców? Ty pochodzisz ze swoich stron, ale cały ten kraj jest moim — albo nie mam nic zgoła. Niewątpliwie, będziesz kiedyś uważany za męczennika, za bohatera, za świętego w niebie politycznem. Ale ja się o to nie ubiegam. Poprzestaję na roli pracownika. I cóż wy zresztą zdziałacie, rozlawszy trochę krwi na śniegu? Na tym Bezmiarze! Na tym nie-