Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 076.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wstał z krzesła, mocno podniecony. — Nie... nie stało się jeszcze. Niema jeszcze wpół do pierwszej. A tu zegarek stanął. To go doprowadziło do rozpaczy. Niepodobieństwo dowiedzieć się, która godzina. Gospodyni i wszyscy lokatorowie na tem piętrze już śpią. Jakżeby mógł pójść i... Bóg raczy wiedzieć, coby sobie pomyśleli, coby odgadli. Nie śmiał również wyjść na ulicę, żeby się dowiedzieć.
„Podejrzany jestem. Niema co owijać w bawełnę“ pomyślał z goryczą. Jeżeli z tej lub innej przyczyny Haldin nie pójdzie na Karabelną i wymknie się, policja tu się zbiegnie. A gdyby go w domu nie było, nie mógłby się usprawiedliwić. Nigdy! Razumow rozejrzał się dziko dokoła, jak gdyby szukając sposobu pochwycenia czasu, który mu się wymknął całkowicie. O ile pamiętał, nigdy jeszcze nie słyszał tego miejskiego zegara ze swego pokoju. Nie był nawet pewny, czy go rzeczywiście słyszał tego wieczora.
Przystąpił do okna i stał z lekko pochyloną głową, nadsłuchując.
— Będę tu stał, dopóki czegoś nie usłyszę — rzekł do siebie, z uchem zwróconem ku szybie. Nogi zaczęły mu drętwieć, a jednocześnie przenikał go ostry ból w krzyżu i łydkach. Nie poruszył się; umysł jego błąkał się nad krawędzią obłędu. W pewnej chwili powiedział głośno: „Wyznaję“, jakby mógł to powiedzieć człowiek wzięty na tortury. „Jestem na torturach“ pomyślał. Czuł się bliskim zemdlenia. Słaby, daleki dźwięk zegara odbił mu się pod czaszką jak wystrzał... tak wyraźnie go usłyszał. Pierwsza!
Gdyby Haldin nie wpadł w ręce policji, ta już byłaby tu, przetrząsając cały dom. Najlżejszy szelest nie doszedł jego uszu. Tym razem stało się naprawdę. Powlókł się