Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 082.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zowate oczy wyrażały śmiertelną nienawiść dla wszelkiego buntu — i poruszył się niespokojnie na łóżku.
„Podejrzewa mnie“ pomyślał. „Sądzę, że podejrzewa każdego. Byłby zdolny podejrzewać własną żonę, gdyby tamten był poszedł do jej buduaru ze swojem wyznaniem“.
Usiadł na łóżku, zatrwożony. Miałże zostać podejrzanym politycznie do końca swoich dni? Miałże iść przez życie jak człowiek, któremu nie można dowierzać, ze złą notą tajnej policji, dołączoną do metryki? Jakiejże przyszłości może się spodziewać w takich warunkach?
„Jestem teraz podejrzany“ myślał znowu, ale nałóg zastanawiania się i pragnienie bezpieczeństwa i spokojnego życia, które w nim były tak silne, przyszły mu, w miarę jak noc upływała, z pomocą. Jego pracowita, prawidłowa egzystencja zaważy wreszcie na szali jego lojalności. Było przecież tyle dozwolonych sposobności służenia krajowi. Można być czynnym i popierać postęp, nie będąc rewolucjonistą. Pole działania było wielkie i nieskończenie urozmaicone, byle tylko wyrobić sobie imię.
Myśli jego, jak krążący ptak, wróciły po dwudziestu czterech godzinach do srebrnego medalu i zostały przy nim.
Nie zmrużył oka przez całą noc, ale gdy dzień zaświtał, wstał niezbyt zmęczony i dostatecznie zdolny do wszelkich praktycznych celów. Poszedł na trzy ranne wykłady; w bibljotece pracował jednak tylko pozornie. Siedział wśród pootwieranych książek, siląc się na robienie notatek i wyciągów. Jego nowopozyskany spokój był jak wiotka odzież, z którą igrał lada podmuch wiatru. Zdrada!... Jakże? Toż tamten uczynił wszystko, żeby się zdradzić. Nadzwyczaj mało było potrzeba, żeby go oszukać.