Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 089.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wydana była na pastwę tych potęg bezprawnych, było tak silne, że zadawał sobie całkiem poważnie pytanie, czy warto było spełniać w dalszym ciągu umysłowe funkcje tego istnienia, które zdawało się nie być już jego własnością?
— Nacóż się zdało wysilać inteligencję, pracować nad systematycznym rozwojem zdolności i wszystkich planów naukowych? — zapytywał sam siebie. — Ja chcę powodować się rozsądnemi przekonaniami, ale czy to mnie zabezpieczy przeciw wtargnięciu czegoś — jakiejś niszczycielskiej ohydy — tu, podczas kiedy tu siedzę?...
Razumow spojrzał bojaźliwie ku drzwiom przedpokoiku, jakby w oczekiwaniu, że jakiś wrogi kształt naciśnie klamkę i ukaże się przed nim w milczeniu.
— Pospolity złodziej — rzekł do siebie — znajduje więcej rękojmi w prawie, które łamie, i nawet takie bydlę, jak Ziemianicz, ma jakąś pociechę.
Razumow pozazdrościł materjalizmu złodziejowi i namiętności niepoprawnemu kochankowi. Skutki ich postępków były zawsze jasne i życie ich pozostawało ich własnością.
Ale spał tej nocy tak twardo, jak gdyby się pocieszał na sposób Ziemianicza. Usnął odrazu, leżał jak kłoda i, obudziwszy się, nie pamiętał, żeby mu się co śniło. Było z nim tak, jak gdyby dusza jego poszła nocą zbierać kwiaty gniewnej mądrości. Wstał w posępnym ale już zrównoważonym nastroju i jak gdyby z nowem uświadomieniem swego ja. Spojrzał drwiąco na stos papierów na stole i poszedł na wykłady, mruknąwszy:
— Zobaczymy.
Nie był w usposobieniu do gawędy i tłumaczenia się z powodów wczorajszej nieobecności na wykładach. Ale trudno było pozbyć się szorstko pewnego bardzo dobrego