Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 097.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Przyjął go wyższy, cywilny urzędnik w swoim gabinecie po dłuższem czekaniu w sali dusznej i nadmiernie ogrzanej, gdzie skrzypiały pióra przy mnóstwie stolików.
Woźny w mundurze, który wprowadził Razumowa, powiedział mu w korytarzu:
— Idzie pan przed Grzegorza Matwiejewicza Mikulina.
Osobnik noszący to nazwisko nie miał w sobie nic przerażającego. Jego łagodny, wyczekujący wzrok zwrócony był już ku drzwiom, gdy Razumow wszedł. I odrazu piórem, które trzymał w ręku, wskazał mu głęboką sofę pomiędzy oknami. Oczyma przeprowadził Razumowa, gdy ten szedł przez pokój i usiadł. Łagodny wzrok spoczął na nim nie ciekawie, nie pytająco — z pewnością nie podejrzliwie — prawie bez wyrazu. Beznamiętna uporczywość jego oczu wyrażała coś nakształt życzliwości.
Razumow, który przygotował swoją inteligencję i wolę na spotkanie z Generałem T—, zmieszał się bardzo. Cały jego mozolny opór przeciw możliwym nadużyciom władzy i namiętności spełzł na niczem wobec tego szczupłego mężczyzny, o długiej, nieprzystrzyganej brodzie. Broda była jasna, jedwabista i bardzo piękna. Światło padało miedzianemi odbłyskami na wypukłości wysokiego, obróżdżonego czoła. A wygląd tej szerokiej, łagodnej twarzy był tak pospolity i niemal wiejski, że staranny przedział włosów wydawał się czemś pretensjonalnem i przesadzonem.
Dziennik Razumowa świadczy o pewnem rozdrażnieniu z jego strony. Mogę tu zauważyć, że ów dziennik, składający się z mniej lub więcej codziennych notatek, zdaje się być zaczętym tego właśnie wieczora, po powrocie Razumowa do domu.