Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 102.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

bie opuściła Razumowa zupełnie. Wydało mu się niepodobieństwem przemilczeć o Ziemianiczu. Każde pytanie będzie do tego prowadzić, bo o cóżby im innego chodziło. Uczynił wysiłek, aby się uzbroić w przytomność umysłu. Nie powiodło mu się to jednak. Radca Mikulin wydawał się także zadziwiająco roztargnionym.
— Dlaczego miałby być zakazanym? — powtórzył. — Ja również uważam się za człowieka myślącego, upewniam pana. Główny warunek tylko: myśleć poprawnie. Przyznaję, że może to być trudnem czasem dla młodzieńca pozostawionego samemu sobie, z nieokiełznanemi, że się tak wyrażę, szlachetnemi porywami. Lada wiatr może nim miotać jak zechce. Wiara religijna jest, oczywiście, wielka —
Radca Mikulin spojrzał na swoją brodę, a Razumow, — nieco odprężony tym niespodziewanym zwrotem, mruknął z ponurem niezadowoleniem:
— Ten tam Haldin wierzył w Boga.
— A, pan wie o tem — wyszeptał radca Mikulin miękko, niemal dyskretnie, zaznaczając jednak dość wyraźnie, że go ta uwaga Razumowa stropiła nieco. Razumow zaś zachował bierną, skupioną postawę, choć wyrzucał sobie gorzko, nazywając się szkodliwym głupcem, że sprawił wrażenie zgoła fałszywe, wrażenie jakiejś nieistniejącej zażyłości. Utkwił oczy w ziemię.
„Muszę koniecznie trzymać język za zębami, o ile nie jestem zmuszony mówić“, strofował się w duchu. A jednocześnie pytanie: „Czy nie lepiej powiedzieć wszystko“, narzucało mu się z taką siłą, że aż musiał przygryźć dolną wargę.
Radca Mikulin jednak nie żywił widocznie żadnej nadziei jakiegoś wyznania z jego strony i ciągnął dalej: