Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 115.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
I

Gdy się chce snuć wątek jakiejś zmyślonej treści, trzeba niewątpliwie zachować pewne właściwości, aby być zrozumiałym i zajmującym. Człowiek obdarzony wyobraźnią, choćby nie był doświadczonym w sztuce pisarskiej, posiada instynkt, kierujący nim w wyborze słów i w rozwijaniu akcji. Szczypta talentu wynagradza sowicie różne braki i błędy. Ale moja pisanina nie jest dziełem wyobraźni, nie mam talentu, moje usprawiedliwienie podjęcia tej roboty leży nie w jej artystyczności, lecz w jej prostocie. Świadomy moich braków i silny szczerością mego założenia, nie będę próbował (choćbym nawet był zdolnym do tego) zmyśleć cośkolwiek. Posuwam moje skrupuły tak daleko, iż nie pokuszę się nawet o wymyślenie tego, co w toku powieściowym nazywa się nawiązaniem. Przerywając zatem opowiadanie Razumowa w tem miejscu, gdzie pytanie radcy Mikulina „dokąd“ staje przed nim z siłą problematu nie do rozstrzygnięcia, powiem poprostu, że poznałem się z temi paniami na pół roku przed owym czasem. Pod „temi paniami“ rozumiem oczywiście matkę i siostrę nieszczęsnego Haldina.