Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 121.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przypuśćmy, że my, Zachodniowcy, nie rozumiemy charakteru waszego narodu... — zacząłem.
Ale ona, jakby przygotowana w jakiś tajemniczy sposób na ten wstęp, przerwała łagodnie:
— Jego popędów, jego... — zaczęła szukać stosownego określenia i znalazła je, ale po francusku: — jego mouvements d’âme.
Wypowiedziała to prawie szeptem.
— Bardzo dobrze — rzekłem. — Ale mimo to patrzymy na zatargi. Pani mówi, że to nie są zatargi klasowe, ani zatargi interesów. Przypuśćmy, że i na to się zgadzam. Ale czy łatwiej przez to wręcz przeciwne sobie idee dojdą do porozumienia, czy krew i gwałty scementują je w tę zgodę, która, według pani, jest tak bliską.
Patrzyła na mnie badawczo, nie odpowiadając na moje rozsądne pytanie, trzeźwe pytanie, na które nie mogło być odpowiedzi.
— To nie do pojęcia — dodałem z pewnem rozdrażnieniem.
— Wszystko jest nie do pojęcia — rzekła. — Cały świat jest nie do pojęcia dla ścisłej logiki myśli. A jednak świat istnieje dla naszych zmysłów i my istnejemy na nim. Musi być jakaś konieczność wyższa nad nasze pojęcia. Bardoz to marna i fałszywa rzecz należeć do większości. My, Rosjanie, znajdziemy sobie jakąś lepszą formę wolności narodowej, niż sztuczne zatargi partyjne, które są złem dla tego, że są zatargami, i godne pogardy dlatego, że są sztuczne. Nam, Rosjanom, sądzonem jest znaleźć lepszą drogę.
Pani Haldin patrzyła przez okno. Zwróciła ku mnie martwą prawie piękność swej twarzy i żyjący, dobrotliwy wzrok wielkich ciemnych oczu.