Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 129.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kowej istoty tą drogą właśnie trafić należy. Popatrzyła na mnie przez chwilę uważnie; poczem wstrzymywane dotąd łzy popłynęły strumieniem. Zerwała się z fotela i stanęła plecami do mnie przy oknie.
Nie próbowałem nawet zbliżyć się do niej i wyszedłem pocichu. Nazajutrz służąca powiedziała mi we drzwiach, że pani Haldin ma się lepiej. Dodała, że dużo osób — Rosjan — przychodziło poprzedniego dnia, ale panna Haldin nie przyjęła nikogo.
W dwa tygodnie potem, gdym się, jak zwykle, zgłosił po wiadomości, poproszono mnie, bym wszedł. Pani Haldin siedziała na zwykłem miejscu przy oknie. Na pierwszy rzut oka zdawać się mogło, że nic się nie zmieniło. Zobaczyłem w głębi pokoju znany mi profil, nieco ostrzejszy w zarysach i powleczony jednostajną bladością, jak się tego można było spodziewać u osoby chorej. Ale żadna choroba nie byłaby mogła wywołać takiej zmiany w jej czarnych oczach, które nie uśmiechały się już, jak dawniej, z łagodną ironją. Podniosła je — podała mi rękę. Zauważyłem, że numer Standard’a z przed trzech tygodni, z korespondencją z Rosji na wierzchu, leżał na stoliczku obok fotela. Pierwsze jej słowa, wyrzeczone do mnie, zawierały pytanie:
— Nie było nic więcej w pańskich gazetach?
Puściłem jej długą, wychudzoną rękę, wstrząsnąłem głową przecząco i usiadłem.
— Prasa angielska jest nadzwyczajna. Nic się przed nią nie ukryje i cały świat musi się od niej dowiedzieć o wszystkiem. Ale nasze rosyjskie nowiny niezawsze są łatwe do zrozumienia. Niezawsze... Angielskie matki nie oczekują takich nowin...
Dotknęła ręką dziennika i cofnęła ją znowu. Rzekłem:
— Mieliśmy również tragiczne czasy w historji.