Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 139.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nie, że nikomu na świecie dowierzać nie można, każdego bowiem skusi łańcuch.
Pewnego dnia jednakże natknął się na samotną kobietę. Było to na otwartej polanie na skraju lasu. Siedziała nad brzegiem strumienia w czerwonej chustce na głowie. Mały koszyczek leżał obok niej na trawie. W oddali widać było kilka biednych chat z nieobrobionego drzewa, z wodnym młynem nad stawem z tamą, ocienionym brzeziną i świecącym jak fala szklana w zapadającym mroku.
Zbieg zbliżył się do kobiety w milczeniu, z siekierą zatkniętą za pas z łańcucha z grubą pałką w ręku. Źdźbła traw i liści tkwiły w jego rozczochranych włosach i brodzie, strzępy łachmanów, jakiemi poowijał kajdany, wiewały dokoła. Na lekki brzęk żelaza kobieta odwróciła głowę. Zbyt wystraszona, aby mogła zerwać się z miejsca lub chociaż krzyknąć, była jednak zbyt mężną, aby zemdleć. Była tak pewną, że to dzikie straszydło zamorduje ją niezwłocznie, iż zasłoniła oczy rękoma, by uniknąć widoku spadającej siekiery. Gdy wreszcie zdobyła się na odwagę, by spojrzeć znowu, ujrzała włóczęgę siedzącego o kilka kroków od niej nad brzegiem wody. Chudemi, żylastemi rękami obejmował nagie nogi, długa broda okrywała mu kolana, na których oparł podbródek; wszystko to razem: skulone członki, nagie ramiona, rozczochrana głowa o czerwonych, wytrzeszczonych oczach trzęsło się gwałtownie, podczas gdy ta zdziczała istota napróżno usiłowała przemówić. Od sześciu tygodni nie słyszał dźwięku własnego głosu i stał się niemym jak bydlę. Wtem nagły, niespodziany okrzyk kobiety, wezbrany głęboką litością, jasnowidztwo kobiecego współczucia, odkrywającego bezbrzeżną nędzę człowieka pod odstraszającym pozorem potwora, powróciło go w sze-