Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 144.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— I ja także mówię pod przenośnią. Ale zmartwienie jest zmartwieniem i ból jest bólem na dawny sposób. Nawiedzają one ludzi, i ludzie muszą zmagać się z niemi, jak najlepiej umieją. Wiem, że cios, który spadł na nas tak niespodziewanie, jest tylko epizodem w doli narodu. Bądź pan pewny, że nie zapominam o tem. Ale teraz muszę myśleć o mojej matce. Jakże może pan żądać, żebym ją zostawiła samą — — —
— Stawia to pani w bardzo surowy sposób — zaprotestował swym potężnym, bez żadnego wysiłku wychodzącym z niego głosem.
Panna Haldin nie czekała, by brzmienie jego umilkło.
— i biegła pomiędzy obcych ludzi? Sama ta myśl jest mi wstrętna, a nie wiem, co innego może pan przez to rozumieć?
Górował nad nią ogromny, ugrzeczniony, ostrzyżony przy samej skórze, jak katorżnik, a jego wielka różowawa czaszka wywoływała we mnie obraz rozczochranej głowy, wyzierającej z pomiędzy krzaków, i przelotnego migania nagich, ogorzałych członków, czołgających się wśród gęstwiny mokrego listowia, pod chmurą much i moskitów. Był to mimowolny hołd, złożony potędze jego pióra. Nikt nie mógł wątpić, że ten człowiek błądził po syberyjskich tajgach, nagi i przepasany łańcuchem. Dzisiejszy czarny luźny surdut nadawał jego osobie charakter surowej przyzwoitości — przypominającej nieco misjonarza.
— Wie pani, czego ja chcę, Nataljo Wiktorówno? — wymówił uroczyście. — Chcę uczynić z pani fanatyczkę.
— Fanatyczkę?
— Tak. Wiara sama nie wystarczy.
Głos jego stał się jeszcze cichszy. Podniósł na chwilę potężne ramię, drugie trzymając zwieszone wzdłuż uda i zakończone lekkim, jedwabnym kapeluszem.