Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 147.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Arena... Musisz wstąpić na arenę, Nataljo! Cofnął się krokiem wtył, zginając swą olbrzymią postać, i wyszedł szybko. Drzwi zamknęły się za nim. Ale wnet rozległ się z przedpokoju jego potężny dźwięczący głos, przemawiający do służącej, która go wypuszczała. Czy namawiał ją również, by wystąpiła na arenę, nie wiem, ale brzmiało to, jak kazanie, które przerwał nagle lekki stuk drzwi wejściowych.

III

Staliśmy chwilę w milczeniu, patrząc na siebie:
— Pan wie, kto to jest?
Panna Haldin, podchodząc do mnie, zadała mi to pytanie po angielsku. Ująłem podaną mi rękę.
— Wszyscy wiedzą. To rewolucjonista, feminista, wielki pisarz, jeżeli pani chce i — jakby to powiedzieć — gość poufny mistyczno-rewolucyjnego salonu pani de S —
— Panna Haldin przesunęła ręką po czole.
— Wie pan; był tu przeszło godzinę, zanim pan przyszedł. Taka byłam rada, że się mama położyła. Nie sypia po nocach, czasem tylko w środku dnia zdrzemnie się na kilka godzin. Z wyczerpania jedynie, ale i za to jestem Bogu wdzięczna, bo gdyby nie te krótkie chwile spokoju — — —
Popatrzyła na mnie i z tą nadzwyczajną przenikliwością, która tak mnie zbijała z tropu, wstrząsnęła głową.
— Nie. Nie zwarjowałaby.
— Ależ, droga pani! — zawołałem, potestując, tem bardziej zmieszany, iż w głębi ducha daleki byłem od uważania pani Haldin za zdrową na umyśle.
— Pan nawet nie wie, jaki mama miała piękny, jasny