Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 149.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

tych nikczemnych ciemiężycieli — wobec zjednoczonej woli naszego ludu.
— Brat pani wierzył, że potęga woli ludu dokona wszystkiego?
— To była jego religja — oświadczyła panna Haldin.
Spojrzałem na jej spokojną twarz i błyszczące oczy.
— Oczywiście, wolę tę trzeba rozbudzić, natchnąć, wzmocnić, pokierować nią. To jest istotne zadanie prawdziwnych agitatorów i za to warto dać życie. Poniżająca służalczość, absolutystyczne kłamstwa muszą być doszczętnie wykorzenione i usunięte. Nie może być mowy o reformach, bo niema czego reformować. Niema prawa, niema instytucyj. Są tylko arbitralne ukazy. Jest garść okrutnych — może zaślepionych „urzędników przeciw całemu narodowi“.
List zaszeleścił w jej ręku. Spojrzałem na wątłe, zaczernione kartki, których samo pismo wydawało się czemś kabalistycznem, nie do pojęcia dla umysłu zachodnio-europejskiego.
— W ten sposób postawiona kwestja wydaje się dość prostą — wyznałem. — Ale obawiam się, że nie dożyję jej rozstrzygnięcia. A jeżeli pani wróci do Rosji, wiem, że nie zobaczę już pani więcej. Mimo to jednak mówię raz jeszcze: trzeba wracać. Nie myślę o pani bezpieczeństwie. Nie! Wiem, że nie wraca pani do osobistego bezpieczeństwa. Ale wolę myśleć raczej o pani, jako zagrożonej tam, niż widzieć cię wystawioną na to, co panią tu spotkać może.
— Wie pan co — rzekła panna Haldin po chwili zastanowienia. — Mnie się zdaje, że pan nienawidzi rewolucji i uważa ją za coś niezupełnie uczciwego. Należy pan do narodu, który wszedł z losem w układy i nie chce mu się