Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 153.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ślał w tych dniach ostatnich. I pan chciałby, żebym odwracała się od tego, co pozostało po moim biednym bracie — od jego przyjaciela?
— Z pewnością nie — odparłem, — rozumiem doskonale tę zbożną ciekawość.
— ...„Nieskazitelne, wzniosłe, samotne egzystencje“, szepnęła do siebie. — Są takie. Są! Niechże więc zapytam jedną z nich o mego ukochanego zmarłego.
— Ale skąd pewność, że pani go tam spotka? Czy pani przypuszcza, że on mieszka jako gość w Château Borel?
— Doprawdy, nie umiem powiedzieć — wyznała. — Przywiósł list polecający od ojca Zosima, który jest także przyjacielem pani de S. Nie musi to być jednak taka bezwartościowa kobieta.
— I o ojcu Zosimie różnie mówiono — zauważyłem.
Wzruszyła ramionami!
— Potwarz to także broń naszego rządu. Rzecz znana. O! tak. Faktem jest, że ojciec Zosim był protegowanym Generał - Gbernatora pewnej prowincji. Rozmawialiśmy o tem z moim bratem przed dwoma laty, pamiętam. Ale pracował z pożytkiem. A teraz jest wygnańcem. Jakiegoż lepszego dowodu można żądać? Zresztą mniejsza z tem, czem ten ksiądz był lub jest. Wszystko to nie może dotyczyć przyjaciela mego brata. Jeżeli go tam nie spotkam, dowiem się jego adresu. I, oczywiście, mama musi go także zobaczyć, później. Kto wie, co on może nam mieć do powiedzenia? Byłoby to dobrodziejstwem dla mamy, gdyby ją się dało uspokoić. Pan wie, co mama sobie wyobraża. Może znajdzie się jakie wyjaśnienie lub... wymyśli się je. To jeszcze nie byłoby grzechem.
— Z pewnością — rzekłem — nie byłoby to grzechem. Ale mogłoby być błędem.