Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 160.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

że Château Borel był prawie równie zaniedbany wewnątrz jak zewnątrz. I nic dziwnego. Zbudował go jakiś hamburski, wycofany z interesów bankier, by cieszyć swe stare lata widokiem tego jeziora, którego porządna, spokojna piękność musiała pociągać nieromantyczną wyobraźnię handlowca. Ale umarł wkrótce. Żona jego wyniosła się również (ale tylko z Genewy) wyjeżdżając do Włoch — i ten dom, za drogie pieniądze wystawiony, przypuszczalnie nie do sprzedania, stał pustką przez lat kilka. Dochodziło się do niego żwirowanym podjazdem, otaczającym zaniedbany trawnik i miało się dosyć czasu, by się przypatrzeć ruinie jego frontu, obficie ozdobionego stiukami. Panna Haldin powiedziała, że wrażenie było nieprzyjemne i wzrastało w miarę zbliżania się.
Zauważyła zielone plamy mchu na stopniach tarasu. Frontowe drzwi stały otworem. Dokoła nie było nikogo. Wszedłszy wewnątrz, panna Haldin znalazła się w wysokim, obszernym i zupełnie pustym hallu o wielu drzwiach. Wszystkie były pozamykane. Szerokie, kamienne schody wprost wejścia, zupełnie nagie, wiodły na górę. Całość sprawiała wrażenie domu niezamieszkałego. Stanęła, onieśmielona pustką, po chwili jednak usłyszała jakiś głos, mówiący monotonnie.
— Prawdopodobnie obserwowano panią przez cały ten czas — zauważyłem. — Musiały tam być jakieś oczy.
— Nie wiem, jakby to być mogło — odparła. — Nie widziałam nawet ptaka w parku. Nie przypominam sobie, żebym słyszała jaki świegot wśród drzew, wszystko zdawało się być zupełnie puste i głuche poza tym głosem.
Nie mogła też rozpoznać, w jakim języku mówiono: rosyjskim, francuskim, czy niemieckim. Żaden nie dał się