Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 164.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

do towarzystwa, trzymając przed sobą ręce splecione spokojnie i zmęczony wzrok utkwiwszy w kocie. — Nic mi to nie szkodzi. Zwierzęta mają swoje prawa, chociaż, ściśle mówiąc, nie widzę powodu, dlaczego nie miałyby cierpieć tak samo, jak ludzie. Prawda? Ale, oczywiście, nigdy tyle nie cierpią. To niemożliwe. Tylko znowu los ich jest o tyle gorszy, że nie mogą zrobić rewolucji. Ja bo byłam republikanką. Przypuszczam, że i pani jest republikanką?
Panna Haldin przyznała mi się, że nie wiedziała, co odpowiedzieć. Skłoniła lekko głowę i zagadnęła zkolei:
— A pani już nie jest republikanką?
— Kto przez dwa lata pisał pod dyktandem Piotra Iwanowicza, ten już niczem być nie może. Przedewszystkiem trzeba siedzieć absolutnie nieruchomo, jak mumja. Najlżejsze poruszenie rozprasza myśli Piotra Iwanowicza. Człowiek ledwie śmie oddychać. A już żeby odkaszlnąć, Boże uchowaj! Piotr Iwanowicz przestawił stół pod ścianę, gdyż zpoczątku, czekając, aby dalej dyktował, nie umiałam się oprzeć pokusie patrzenia przez okno. To było niedozwolone. Mówił, że mam głupi wzrok. Nie wolno mi było również spojrzeć na niego przez ramię. Piotr Iwanowicz tupał zaraz nogą i wrzeszczał: „Patrz pani na papier“. Zdaje się, że widok mojej twarzy, jej wyraz, doprowadzały go do pasji. Ha, cóż! Wiem, że nie jestem piękną i że mój wyraz twarzy nie jest obiecujący. Piotr Iwanowicz mówił, że drażni go wyraz niemądrego oczekiwania w mym wzroku. To są jego własne słowa.
— Miss Haldin była zgorszoną, ale przyznała mi się, że jej to nie zdziwiło.
— Czy podobna, żeby Piotr Iwanowicz mógł się obchodzić tak brutalnie z kobietą? — zawołała.