Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 169.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z dziejami jednostki, należącej do tego cierpiącego zbiorowiska, zwanego ludem, którego twardy los bywał przedmiotem tylu rozmów pomiędzy nią a bratem, w ogrodzie ich wiejskiego dworu.
Młodzieńca tego zaaresztowano wraz z wielu innemi osobami, zamieszanemi w sprawę litografowanych statutów dla związków wstrzemięźliwości. Na nieszczęście, policja, uwięziwszy tylu podejrzanych, chciała wydobyć z nich inne jeszcze wiadomości, tyczące się propagandy rewolucyjnej.
— Tak się nad nim pastwili podczas śledztwa — ciągnęła dalej „dama do towarzystwa“, że mu poodbijali wnętrzności. Gdy z nim skończyli, był już tak dobrze jak skazany. Nic nie mógł zrobić dla siebie. Zobaczyłam go leżącego na drewnianym tapczanie, bez pościeli, z głową na kupie brudnych łachmanów, które z litości pożyczył mu stary, na dole mieszkający łachmaniarz. Leżał tak, nie mając się czem okryć; gorączka go paliła, a w izbie nie było nawet dzbanka z wodą, by mógł ugasić pragnienie. Nie było tam wogóle nic, prócz tego tapczana i nagich desek podłogi.
— Jakto, w tem ogromnem mieście nie znalazł się nikt pomiędzy rewolucjonistami, ktoby pomocną dłoń podał bratu? — zapytała panna Haldin z oburzeniem.
— Owszem. Ale pani nie zna jeszcze najstraszniejszej części niedoli tego człowieka. Niech pani posłucha. Pono tak się nad nim okrutnie znęcali, że wkońcu męstwo go opuściło i wygadał się z czemś. Biedaczysko; ciało jest mdłe i ułomne, jak pani wie. Co to było, nie powiedział mi. W tem wymęczonem ciele duch był zupełnie zmiażdżony. Nie mogłam nic wymyśleć, coby go mogło pokrzepić. Gdy go puścili, zawlókł się do tej nory i tu znosił wyrzuty su-