Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 173.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ucisku, bezprawiach, jakie się tam dzieją w tej chwili — w głowie mi się mąci! Napatrzyłam się zbliska na rzeczy, które wydawałyby się nie do pojęcia, gdyby się nie musiało dowierzać własnym oczom. Napatrzyłam się na takie rzeczy, że znienawidziłam siebie za swoją bezradność. Znienawidziłam moje ręce, że były tak słabe; mój głos, że nie mógł się dać usłyszeć; mój umysł, że nie potrafił przewrócić tego wszystkiego do góry nogami. Oj! napatrzyłam się! A pani?
Panna Haldin uczuła się wzruszoną. Wstrząsnęła lekko głową.
— Nie; dotychczas nic sama nie widziałam — wyszeptała. — Mieszkaliśmy zawsze na wsi. Było to życzeniem mego brata.
— Dziwne to spotkanie nasze — ciągnęła dalej tamta. — Pani wierzy w przeznaczenie, panno Haldin? Czyż ja mogłam spodziewać się, że zobaczę panią, jego siostrę, na własne oczy? Powiadam pani, że kiedy ta wiadomość przyszła, to tutejsi rewolucjoniści tyleż się właśnie zdziwili, co ucieszyli! Nikt dotąd nie słyszał o bracie pani! Sam Piotr Iwanowicz nie przewidywał, że padnie taki cios. Brat pani musiał być poprostu natchniony. Bo też myślę, że takie czyny muszą się dokonywać z natchnienia. Wielki to przywilej mieć natchnienie i sposobność. Czy brat był do pani podobny? A pani nie raduje się, panno Haldin?
— Nie należy żądać za wiele ode mnie — rzekła panna Haldin, powstrzymując chęć do płaczu, która ją nagle ogarnęła.
To jej się powiodło, więc dodała spokojnie:
— Nie jestem bohaterką.
— Więc pani nie byłaby zdolną do podobnego czynu?