Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 183.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wicz, skoro tylko usłyszał jej odpowiedź, napadł na „damę do towarzystwa“ w haniebny sposób.
— Napadł na nią — zadziwiłem się. — Jakto? Dla jakiej przyczyny?
— To było coś niesłychanego, haniebnego — ciągnęła dalej panna Haldin z zaiskrzonemi oczyma. — Il lui a fait une scène wobec obcych. I o co? Nigdyby pan nie zgadł... O jakieś jajka!... Och!
Byłem zdumiony.
— O jajka, mówi pani?
— Tak; dla pani de S., która zachowuje jakąś specjalną djetę czy coś w tym rodzaju. Otóż poprzedniego dnia skarżyła mu się, że nie były przyrządzone, jak potrzeba. Piotr Iwanowicz przypomniał to sobie raptem i napadł na tę biedaczkę. Stałam, jak wrośnięta w ziemię z osłupienia.
— Jakto? Czyżby wielki feminista pozwolił sobie ubliżyć kobiecie? — zapytałem
— Och nie to. To było coś, o czem nie może pan mieć pojęcia. Coś ohydnego. Niech pan sobie wyobrazi, że zdjął kapelusz, zaczynając. A głos miał tak układny, miodowy: „A! nie jesteś pani łaskawą dla nas! Nie raczysz pamiętać!“. I tak dalej w tym tonie. Biedaczka była straszliwie zmieszana. Miała pełne łez oczy. Nie wiedziała, gdzie je ma podziać. Nie dziwiłabym się, gdyby wolała, żeby ją był zwymyślał, albo nawet wybił.
Powstrzymałem się od uwagi, że prawdopodobnie jedno i drugie zdarzało się jej, gdy nie było świadków. Panna Haldin szła obok mnie z podniesioną głową, w pogardliwem i gniewnem milczeniem.
— Wielcy ludzie miewają zdumiewające przywary — zauważyłem odniechcenia. — Zupełnie, jak ludzie, którzy