Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 188.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Doszliśmy do końca alei i, zawróciwszy, postąpiliśmy kilka kroków, nie patrząc na siebie.
— Powierzchowność jego nie jest przeciętna — rzekła wreszcie panna Haldin.
— Nie; tak bym sądził, wnosząc z tego, co mi pani powiedziała o swojem pierwszem wrażeniu. Choć ostatecznie trzeba powrócić do tego słowa. Wrażenie! Mam na myśli to coś nieokreślonego, co wyróżnia jednostkę „nieprzeciętną“.
Tu spostrzegłem, że panna Haldin nie słucha mnie. Wyraz jej twarzy jasno tego dowodził i znowu doznałem uczucia, że jestem zbytecznym — nie ze względu na mój wiek, który w każdym razie umożliwiał mi stawianie wniosków, ale jakby wyrzuconym za nawias, na innym planie, na którym stojąc, mogłem tylko przyglądać się jej zdaleka. Przestałem więc mówić i patrzyłem na nią, jak szła przy moim boku.
— Nie! — wykrzyknęła nagle — nie mogłam się rozczarować do człowieka tak silnych uczuć.
— Aha! silnych uczuć! — mruknąłem, pomyślawszy krytycznie: — już tak odrazu; w jednej chwili!
— Co pan mówi? — zapytała panna Haldin niewinnie.
— Och! nic. Przepraszam panią. Silnych uczuć... Nie dziwi mnie to...
— A jednak pan nie wie, jak obcesowo zachowałam się względem niego — zawołała z żalem.
Widocznie musiałem uzewnętrznić moje zdziwienie, bo patrząc na mnie, jeszcze bardziej zaróżowiona, rzekła że wstydzi się wyznać, iż nie okazała się dostatecznie zrównoważoną; nie potrafiła zapanować nad swemi słowami i postępowaniem, jak tego położenie wymagało. Straciła męstwo, godne tych ludzi; umarłego i żyjące-