Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 193.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

W istocie osądziłem że Bastjony są bardzo odpowiedniem miejscem, skoro panna Haldin nie uważała jeszcze za rzecz roztropną przedstawić teraz tego młodzieńca matce. „Tu więc“, pomyślałem, rozglądając się po tej rozpaczliwie banalnej przestrzeni, „tu więc zacznie się ich znajomość i będzie rozwijać się dalej na tle wymiany szlachetnego oburzenia i krańcowych uczuć, zbyt jaskrawych może do pojęcia dla umysłu nierosyjskiego“. Zobaczyłem tych dwoje, którym udało się wymknąć z pomiędzy ośmdziesięciu miljonów ludzkich istot, miażdżonych w obrotach górnych i dolnych kamieni młyńskich, zobaczyłem ich, spacerujących pod temi drzewami, i ich młode głowy blisko ku sobie pochylone. Tak; doskonałe miejsce do przechadzki i pogawędki. Przyszło mi nawet na myśl, gdy raz jeszcze zawracaliśmy od wielkiej żelaznej bramy, że gdy się zmęczą, będą tu mogli wygodnie odpocząć! Na placyku pomiędzy budynkiem restauracyjnym a orkiestrową altaną pełno było stolików i krzeseł, cały hufiec malowanych sprzętów, uszeregowany pod drzewami. Na samym środku zauważyłem szwajcarską parę, której los od kolebki aż do grobu zabezpieczony był, dzięki udoskonalonemu mechanizmowi urządzeń demokratycznych republiki, dający się zmieścić, jak to mówią, w jednej garści! Mężczyzna o bezbarwnym, szorstkim wyglądzie pił piwo z błyszczącego kufla; kobieta, spokojna wieśniaczka, opierała się o poręcz ordynarnego krzesła, rozglądając się leniwie dokoła.
Na tej ziemi nie można się spodziewać wcale logiki nietylko w myślach ale i w uczuciach. Ze zdziwieniem odkryłem, iż jestem niezadowolony z tego nieznajomego młodzieńca. Tydzień już upłynął od ich pierwszego spotkania. Byłże nieczuły, czy nieśmiały, czy też bardzo głupi? Nie mogłem zrozumieć.