Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 205.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Słuchałem przez kilka chwil odgłosu jego nierównych stąpań przy moim boku.
— Sądzę, że mógłbym przygotować grunt do następnej rozmowy pana z panną Haldin, jeżeli panu to powiem. Zdaje mi się, że miała coś takiego na myśli, gdy nas zostawiła samych. Uważam się za upoważnionego do mówienia. Wyjątkowe położenie, o którem napomknąłem, powstało w pierwszych chwilach rozpaczy po straceniu Wiktora Haldina. Było coś osobliwego w okolicznościach towarzyszących jego aresztowaniu. Pan niewątpliwie zna całą prawdę...
Tu uczułem, że Razumow chwyta mnie powyżej łokcia i gwałtownie ku sobie obraca.
— Wyrasta mi pan jak z pod ziemi z taką mową. Kto pan jest do licha? To nie do zniesienia! Dlaczego? Zaco? Skąd pan wie, co jest lub nie jest osobliwe? Co pan ma wspólnego z jakiemiś przeklętemi okolicznościami lub wogóle ze wszystkiem, co się dzieje w Rosji?
Oparł się ciężko na lasce, a gdy puścił moje ramię, byłem pewny, że ledwie trzyma się na nogach.
— Usiądźmy przy którym z tych pustych stolików — zaproponowałem, udając, że nie widzę tego niespodzianego głębokiego wzruszenia, które, wyznaję, podziałało na mnie. Zrobiło mi się go żal.
— Przy jakich stolikach? O czem pan mówi? Ach!.. O pustych stolikach? O stolikach tam?... Dobrze, usiądę przy jednym z tych pustych stolików...
Poprowadziłem go na sam środek placyku przed restauracją. Szwajcarska para odeszła przez ten czas. Byliśmy sami wśród tego szeregu drewnianych sprzętów, jak na tratwie. Razumow osunął się ciężko na krzesło, upuścił laskę i, wsparty na łokciach, wpatrywał się we mnie uparcie i otwarcie bez przerwy, podczas gdy przywoławszy kel-