Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 214.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Milczał tak długo, iż zacząłem przypuszczać, że pytanie moje wydało mu się niedyskretnem i że nie odpowie mi wcale. Spojrzawszy na niego, zauważyłem zgoła inny, całkiem niezrozumiały objaw. Razumow zacisnął silnie ręce, jakby z ukrywaną rozpaczą. Skoro jednak opanował to bolesne wahanie, żeby mi powiedzieć, iż nie ma tego zamiaru, stał się nagle niemal wywnętrzającym, przynajmniej w porównaniu z lakonizmem jego poprzednich odpowiedzi. I ton również był uprzejmiejszym. Powiadomił mnie, iż zamierza studjować tu, a także pisać. Zapędził się tak daleko, iż powiedział mi, że był w Stuttgardzie, o którem to mieście wiedziałem, że było jednem z rewolucyjnych środowisk. Komitet kierowniczy jednej z partyj rosyjskich (nie umiem powiedzieć teraz jakiej) tam się znajdował. Tam też Razumow zetknął się z czynną działalnością rewolucjonistów poza obrębem Rosji.
— Nie byłem ngdy dotąd zagranicą — oznajmił bezdźwięcznym teraz głosem. Poczem, po chwili wahania całkowicie odmienego, niż rozpaczliwa niepewność, jaką moje proste pytanie „Czy zamierza pozostać w Genewie“ obudziło, uczynił mi zgoła niespodziane zwierzenie:
— Przyznam się panu, że przybyłem tu z pewnem zleceniem od nich.
— Które zatrzyma pana tu, w Genewie?
— Tak. Tu. W tem wstrętnem — —
Byłem dość zadowolony z moich zdolności zestawiania ze sobą faktów, dzięki czemu wywnioskowałem, że zlecenie to miało coś wspólnego z osobą wielkiego Piotra Iwanowicza. Ale oczywiście zachowałem ten domysł dla siebie i Razumow nie odezwał się znowu przez dłuższy czas. Dopiero gdyśmy już dochodzili do mostu, otworzył nagle usta: