Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 222.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

że syn jej żyje, i oczekiwać jego przyjazdu. Siedziała nieruchomo w wielkim fotelu i patrzyła ciągle w okno, nawet gdy rolety były już spuszczone i lampy zapalone.
Co do mnie byłem pewny, że to są przedśmiertne przywidzenia i że koniec jej już bliski. Panna Haldin, której, oczywiście, nie zwierzyłem się z moich przypuszczeń, była zdania, że nic dobrego nie wyniknie z bytności Razumowa przy takim stanie rzeczy, ja zaś dzieliłem ten pogląd w zupełności. Wiedziałem, że spotyka się z nim na Bastjonach. Kilkakrotnie widziałem ich zdaleka, spacerujących zwolna po głównej alei. Spotykali się codziennie i trwało to tygodnie całe, w trakcie których unikałem chodzenia tamtędy w porze tych wspólnych przechadzek.
Pewnego dnia jednak, pogrążony w myślach, wszedłem niebacznie do ogrodu i spotkałem ją samą. Przystanąłem, żeby zamienić z nią parę słów. Razumow nie zjawił się i, oczywiście, zaczęliśmy mówić o nim.
— Czy powiedział pani coś określonego o działalności brata pani, o jego końcu? — odważyłem się zapytać.
— Nie — przyznała panna Haldin z pewnem wahaniem, — nic określonego.
Odczułem jednak, że wszystkie ich rozmowy musiały się obracać bezwiednie dokoła tego zmarłego, który stał się łącznikiem pomiędzy nimi. To było nieuniknione. Ale gdy posunąłem dalej moje badania, odkryłem, że Razumow ujawnił się jej jako zgoła nieprzeciętny rewolucjonista, lekceważący teorje i ludzi również. Zdziwiło mnie to trochę, ale w dodatni sposób.
— Umysł jego wyprzedza obecny czas walki — objaśniła mnie panna Haldin. — Oczywiście, i on działa także — dodała.