Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 238.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ochrypły głos z kanapy zaskrzypiał gniewnie:
— Rozgląda się pan, Cyrylu Sidorowiczu. Ograbiono mnie bezwstydnie, zrujnowano.
Skrzekliwy, jakby mimowolny wybuch śmiechu przerwał jej na chwilę.
— Niewolnicza natura znalazłaby pociechę w tem, że głównym grabieżcą był ktoś wysoko postawiony, ni mniej ni więcej tylko Wielki Książę. Rozumie pan, panie Razumow? Wielki Książę! Nie! Nie ma pan pojęcia, jacy to są złodzieje! Skończeni złodzieje!
Pierś jej podniosła się gwałtownie, ale wyciągnięte wzdłuż poręczy ramię ani drgnęło.
— Zaszkodzisz sobie tylko — wymówił głęboki głos, który przerażonym oczom Razumowa wydał się wychodzącym raczej z pod okularów Piotra Iwanowicza, niż z jego ust, które się ledwo poruszyły.
— I cóż stąd? Powtarzam, złodzieje. Voleurs! Voleurs!
Razumowa oszołomił zupełnie ten niespodziewany wybuch, zawodzący i skrzekliwy, ale nadewszystko histeryczny.
Voleurs! Voleurs! Vol....
— Żadna siła na ziemi nie zdoła ograbić cię z twego genjuszu! — zahuczał Piotr Iwanowicz potężnym basem, ale nie poruszywszy się wcale.
Nastąpiło głębokie milczenie.
Razumow pozostał pozornie niewzruszony.
„Co znaczy ta komedja?“ — pomyślał.
Wtem jakieś drzwi za nim stuknęły i „dama do towarzystwa“ w wyszarzanej spódnicy i przetartej bluzce weszła szybko, stąpając na piętach i niosąc w obu rękach