Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 249.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Pomyśl pan o tem, Piotrze Iwanowiczu. Nie! Pomyśl tylko o tem!
Wielki mąż, interpelowany w ten sposób, stał nieruchomy i milczący, jak uosobienie cierpliwej, pogodnej czcigodności.
— Oczywiście nie mówię o ludzie — dodał Razumow tym samym przyciszonym lecz dobitnym głosem. — To bydło!
Tu szept przeczący wyszedł z brody „bohaterskiego zbiega“. Szept władny:
— Powiedz — dzieci!
— Nie. — Bydło — powtórzył Razumow szorstko. — I pan nie może zaprzeczyć wrodzonej bezwiny bydlęcia. Lecz poco mamy się sprzeczać o nazwy. Niechże pan spróbuje dać tym dzieciom władzę i postawę dorosłych mężczyzn, zobaczy pan, co uczynią. Spróbuj pan tylko! Ale mniejsza o to. Mówię panu, Piotrze Iwanowiczu, że gdy w nędznej, izdebce studenckiej zbierze się pół tuzina głodomorów, zaraz zaczynają szeptać o panu, nie jako o przywódcy myśli, lecz jako o człowieku, ogniskującym w sobie energję rewolucyjną, będącym środowiskiem działania. Jak pan myśli, co mnie tu do pana przywiodło? Z pewnością nie to, co cały świat wie o panu, lecz właśnie to, o czem ten szeroki świat nie wie. Tak, to mnie tu nieprzeparcie pociągało — powiedzmy, zmuszało, lub raczej pchało! pchało! — powtórzył Razumow głośno i umilkł, jakby wystraszony głuchym oddźwiękiem słowa „pchało“, rozlegającym się po obu nagich korytarzach i wielkim pustym hallu.
Piotr Iwanowicz nie zdawał się być w najmniejszym stopniu zaskoczonym. Młodzieniec nie mógł się powstrzymać od wybuchu suchego, niespokojnego śmiechu. Wielki rewolucjonista pozostał niewzruszonym, jakby na piedestale swej pospolitej, parafjańskiej wyższości.