Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 255.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Otóż to. Nie ma pan z nią nic wspólnego. I nie miej nadal. Chyba, że chcesz, żeby się tak, jak ja, rozczarowała! Rozczarowała!
— Jak pani? — powtórzył Razumow, patrząc na jej twarz tak pozbawioną wszelkiego powabu rysów i cery, jak najnędzniejsza żebraczka pozbawiona jest pieniędzy. Uśmiechnął się, wciąż czując się zziębniętym i to szczególne wrażenie sprawiało mu przykrość. — Rozczarowaną co do Piotra Iwanowicza? Czy to wszystko, co pani w życiu straciła?
— Piotr Iwanowicz starczy za wszystko — rzekła, wciąż wystraszona, lecz z głębokiem przekonaniem. I wnet innym już tonem dodała:
— Trzymaj ją pan zdala od tego domu.
— Więc pani koniecznie namawia mnie do sprzeciwienia się życzeniu Piotra Iwanowicza dlatego... dlatego, żeś się do niego rozczarowała.
Zaczęła mrugać powiekami.
— Jak tylko pana po raz pierwszy zobaczyłam, doznałam pociechy. Zdjął pan przede mną kapelusz tak grzecznie. Pan budzi zaufanie. Och!
Cofnęła się z lekkim okrzykiem, Razumow bowiem aż parsknął z wściekłości.
— Już mi to kiedyś powiedziano — szepnął.
„Dama do towarzystwa“ stropiła się tak ogromnie, że długi czas mrugała powiekami.
— Bo ma pan takie ludzkie obejście — wytłumaczyła mu żałośnie — a ja poprostu łaknęłam bodaj odrobiny już nie dobroci, ale uprzejmości. A teraz pan się gniewa...
— Ależ, nie, bynajmniej — zaprzeczył. — Jestem bardzo rad, że mi pani ufa. Może kiedyś będę mógł...