Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 256.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak; gdyby pan zachorował — przerwała żywo, — lub gdyby pana jakie nieszczęście spotkało, przekonałby się pan, że i ja mogę się na coś przydać. Tylko daj mi pan znać. Przyjdę do pana. Doprawdy przyjdę. I nie odstąpię pana. Nędza i ja jesteśmy stare znajome, ale to życie tutaj gorsze jest niż niedostatek.
Umilkła, zaniepokojona, poczem, głosem po raz pierwszy nieśmiałym, dodała:
— Albo, gdyby pan rozpoczął jakąś niebezpieczną robotę... Czasem taka skromna pomocnica... Ja nie potrzebowałabym wiedzieć o niczem... Szłabym wszędzie za panem z radością... Albo gdzieby mnie pan posłał. Jestem odważna.
Razumow wpatrywał się uważnie w jej okrągłe, wystraszone oczy i zwiędłe, okrągłe policzki, drżące koło kącików ust.
„Chciałaby stąd uciec“ pomyślał.
— A gdybym pani powiedział, że zacząłem istotnie pewną niebezpieczną robotę? — wymówił zwolna.
Przycisnęła kota do piersi z zadyszanym okrzykiem: „Ach“!
Poczem dodała szeptem:
— Pod kierunkiem Piotra Iwanowicza?
— Nie; nie pod kierunkiem Piotra Iwanowicza.
W oczach jej wyczytał uwielbienie i próbował się uśmiechnąć:
— Więc — sam?
Pokazał jej zaciśniętą pięść z podniesionym do góry wskazującym palcem.
— Jak ten palec.
Zadrżała zlekka. Lecz Razumowowi przyszło na myśl, że z domu mogliby ich widzieć i chciał już odejść co prędzej.