Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 257.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ona zaś, mrugając powiekami, podniosła ku niemu swą zmiętą twarz, zdając się błagać milcząco o coś więcej, o jakieś słowo zachęty dla swej łaknącej, śmiesznej, a zarazem rozrzewniającej tkliwości i wierności.
— Czy nas mogą widzieć z domu? — zapytał Razumow poufnie.
Nie okazując najmniejszego zdziwienia z powodu tego zapytania, odpowiedziała:
— Nie; stajnie zasłaniają. — I dodała z bystrością, która w podziw wprowadziła Razumowa: — Ale ktoś patrzący zgóry przez okno wiedziałby, że pan jeszcze nie wyszedł za bramę.
— A któżby mnie szpiegował przez okno? — zapytał Razumow. — Piotr Iwanowicz?
Skinęła głową milcząco.
— Miałby też czem zaprzątać sobie głowę.
— Spodziewa się dzisiaj kogoś.
— Pani zna tę osobę.
— Będzie ich więcej niż jedna.
Spuściła powieki. Razumow patrzył na nią ciekawie.
— Oczywiście. Pani słyszy wszystko o czem mówią.
— Tak samo jak stoły i krzesła — szepnęła bez żadnej zawziętości.
Razumow odgadł, że gorycz nagromadzona w sercu tej zbiedzonej istoty weszła jej w żyły i niby subtelna trucizna zwarzyła jej wierność względem tamtej nienawistnej pary. Pomyślał, że to się szczęśliwie składało dla niego, ponieważ kobiety nie są tak przedajne jak mężczyźni, których można kupić dla względów materjalnych. Mógł pozyskać w niej dobrą wspólniczkę, choć wątpliwem się zdawało, żeby powolono jej słyszeć tyle co słyszą stoły