Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 263.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ręką, która znała go w dawnych czasach. I znałam go bardzo dobrze. Więc Piotr Iwanowicz zatelegrafował do mnie, prosząc, żebym przyjechała. To chyba bardzo proste.
— I pani przyjechała stwierdzić tożsamość jego osoby? — zapytał Razumow.
— Tak. Coś w tym rodzaju. Piętnaście lat takiego życia, jakiem było jego życie, może zmienić człowieka. Samotny, jak wrona, w obcym kraju. Gdy pomyślę o Jakowliczu przed jego wyjazdem do Ameryki...
Miękkość jej cichego głosu sprawiła, że Razumow spojrzał na nią zukosa. Westchnęła; czarne jej oczy patrzyły w dal. Zanurzyła palce prawej ręki głęboko w gęstwinę swych mlecznych prawie włosów i przesuwała je tam z roztargnieniem. Gdy cofnęła rękę, tyrolski kapelusik, sterczący jej na czubku głowy, przekrzywił się w sposób dość zabawny i jakby pytający, co stanowiło silną sprzeczność z szeptem wspomnienia, jaki jej się wymknął.
— I wtedy już nie byliśmy oboje pierwszej młodości. Ale mężczyzna jest zawsze dzieckiem.
Razumow pomyślał nagle:
— Żyli ze sobą. — Poczem głośno:
— Dlaczego nie pojechała pani z nim do Ameryki? — zapytał wręcz.
Spojrzała na niego z pewnem pomieszaniem.
— Alboż nie pamięta pan, co się działo przed piętnastoma laty? Były to czasy działania. Rewolucja ma już swoją historję do tej pory. Pan wciąż działa a zdaje się nie wiedzieć. Jakowlicz pojechał wtedy z pewną misją. Ja wróciłam do Rosji. Tak było trzeba. A potem — nie miał już poco wracać.
— Ach, doprawdy? — mruknął Razumow z udanem zdziwieniem. — Nie miał poco wracać!