Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 264.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co pan chce przez to powiedzieć — zawołała z żywością. — A choćby i zniechęcił się trochę... to cóż stąd?
— Wygląda na Yankesa z tą kozią bródką. — Istny wuj Sam — zawarczał Razumow. — No, a pani? Pani, która wróciła do Rosji. Pani się nie zniechęciła.
— Mniejsza z tem. Jakowlicz jest w każdym razie człowiekiem, któremu można zaufać bezwzględnie!
Jej czarne, przenikliwe oczy tkwiły w twarzy Razumowa, podczas gdy mówiła i jeszcze chwilę potem.
— Przepraszam panią — zagadnął Razumow chłodno, — czy to ma znaczyć, że naprzykład ja nie jestem człowiekiem, któremu można zaufać bezwzględnie?
Nie zaprzeczyła, zdawać się mogło, że nie słyszała pytania; patrzyła wciąż na niego ale w sposób, który mu się wydał dość życzliwym. W Zurychu wzięła go niejako pod swoją opiekę i przez dwa dni jego tam pobytu była z nim od rana do nocy. Zaprowadziła go do różnych osób. Zpoczątku mówiła dużo i poufnie, zawsze jednak unikając wzmianki o sobie samej; w połowie jednak drugiego dnia stała się milczącą, nie przestając opiekować się nim gorliwie; odprowadziła go nawet na stację, uścisnęła mu mocno rękę przez spuszczoną szybę i, odstąpiwszy bez jednego słowa, czekała, aż pociąg ruszy. Razumow zauważył, że odnoszono się do niej z pewnemi względami. Nie wiedział nic o jej stosunkach rodzinnych, o jej prywatnych dziejach, lub działalności politycznej; osądził ją z osobistego punktu widzenia, jako będącą poważnem niebezpieczeństwem na jego drodze. „Osądził“ nie jest może właściwem określeniem. Było to raczej jakieś odczucie; zreasumowanie przelotnych wrażeń łącznie z uświadomieniem sobie, że nie może pogardzać nią, jak pogardzał innymi. Nie spodziewał się zobaczyć jej tak prędko.