Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 265.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie, stanowczo; nie patrzyła na niego nieżyczliwie. A jednak uczuł przyśpieszone bicie serca. Rozmowa nie mogła być przerwana w tem miejscu. Ciągnął więc dalej skrupulatnie pytającym tonem:
— Może dlatego, że nie przyjmuję ślepo każdego rozwinięcia ogólnej doktryny — tak, naprzykład, jak feminizmu naszego wielkiego Piotra Iwanowicza. Jeżeli to czyni mnie podejrzanym, to mogę tylko powiedzieć, że gardziłbym samym sobą, gdybym był niewolnikiem najwznioślejszej nawet idei.
Patrzyła na niego przez cały czas, nie jak patrzy ktoś, co słucha mówiącego, lecz jak gdyby słowa, któremi się posługiwał, miały dla niej drugorzędne znaczenie. Gdy skończył, wsunęła mu nagłym i stanowczym ruchem rękę pod ramię i skierowała łagodnie ku bramie. Wyczuł jej stanowczość i posłuchał odrazu, jak tamci dwaj mężczyźni usłuchali przed chwilą bez pytania skinienia jej ręki.
Postąpili tak razem kilka kroków.
— Nie, panie Razumow, pojęcia pańskie są zapewne słuszne — rzekła. — Może pan być jednostką cenną — bardzo cenną. Tylko rzecz jest w tem, że pan nas nie lubi.
Puściła go. Spojrzał na nią z lodowatym uśmiechem.
— Czy to ma znaczyć, że mam być nietylko człowiekiem przekonań, ale i człowiekiem ukochań?
Wzruszyła ramionami.
— Pan bardzo dobrze wie, co mam na myśli. Uchodzi pan za człowieka oschłego serca. Słyszałam tę opinję z różnych stron. Ale ja zrozumiałam pana ku końcowi pierwszego dnia.
Razumow przerwał jej, mówiąc spokojnie:
— Upewniam panią, że przenikliwość zawiodła panią tym razem.