Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 266.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakich on wyrażeń używa! — zawołała, jakby do siebie. — Ach! Cyrylu Sidorowiczu, jest pan jak inni mężczyźni, drażliwy, samolubny i lęka się drobnostek. A co więcej, brak panu, że się tak wyrażę, tresury. Potrzebna panu ręka kobiety. Żałuję, że nie pozostanę tu dłużej. Wracam jutro do Zurychu i prawdopodobnie zabiorę ze sobą Jakowlicza.
Wiadomość ta sprawiła ulgę Razumowowi.
— I ja żałuję również — rzekł. — Mimo to, jednak, nie sądzę, żeby mnie pani rozumiała.
Odetchnął swobodniej; ona nie zaprzeczyła, lecz spytała:
— A, jakże jest z Piotrem Iwanowiczem? Widujecie się często. Więc jakże jest pomiędzy wami?
Nie wiedząc, co odpowiedzieć, młodzieniec schylił zwolna głowę.
Usta jej były rozchylone, jakby w oczekiwaniu. Zacisnęła je i zdawała się namyślać.
— To dobrze.
Brzmiało to, jak gdyby uważała rozmowę za skończoną. Nie odchodziła jednak. Niepodobieństwem było odgadnąć, co miała na myśli. Razumow zamruczał:
— Nie mnie powinna pani była zadać to pytanie. Za chwilę zobaczy pani Piotra Iwanowicza i rozmowa sama przez się zejdzie na ten temat. Piotr Iwanowicz będzie ciekawy dowiedzieć się, co panią tak długo zatrzymywało w ogrodzie.
— Niewątpliwie, Piotr Iwanowicz będzie mi miał niejedno do powiedzenia. Może nawet wypytywać się o pana. On mi wogóle ufa.
— Będzie panią wypytywał?... To bardzo prawdopodobne.