Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 278.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Powiedz mi pan, czy to prawda, że w dzień zamachu byłeś na wykładach w uniwersytecie?
Minęła znaczna część sekundy, nim istotna treść pytania dosięgła go jak kula, która uderza w pewien czas po błysku wystrzału. Na szczęście mógł się chwycić wolną ręką za pręt bramy. Uczepił się go ze straszliwą siłą, ale przytomność umysłu opuszczała go. Zdołał tylko wydać jakiś niezrozumiały dźwięk.
— No, no, Cyrylu Sidorowiczu — wiem, że nie lubi pan się chełpić. To jedno musi pana usprawiedliwić. Jest pan skryty. Zbyt skryty może. Przetrawia pan jakąś gorycz osobistą. Nie jest pan zapaleńcem. Może dlatego właśnie tem większą jest twoja siła. Ale mnie mógłby pan powiedzieć. Chciałabym rozumieć pana trochę lepiej... To mnie tak nadzwyczajnie przejęło... Czy istotnie poszedł pan na wykłady?
Razumow odzyskał głos. Strzał ominął go. Dany był naoślep, raczej jako sygnał zbliżania się. Miała to być otwarta walka o własne istnienie. A ta kobieta była niebezpiecznym przeciwnikiem. Lecz on był już gotowy do bitwy; tak gotowy, że gdy zwrócił się ku niej, ani jeden muskuł nie drgnął mu w twarzy.
— Niewątpliwie — rzekł bez ożywienia, prężąc się wewnętrznie, ale zupełnie pewny siebie. — Na wykłady... niewątpliwie. Ale dlaczego pani pyta?
Kobieta ożywiła się.
— Pisano mi o tem. Doniósł mi w liście pewien młodzieniec z Petersburga, oczywiście jeden z naszych. Widziano pana z notatnikiem... spokojny, niewzruszony, robił pan notatki.
Ogarnął ją badawczem spojrzeniem.
— I cóż stąd?