Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 283.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Białowłosa konspiratorka pierwsza przerwała milczenie.
— Bardzo ciekawe — rzekła zwolna. — I nie przychodziło panu na myśl, Cyrylu Sidorowiczu, że on może byłby chciał porozumieć się z panem znowu?
Razumow uczuł, że nie potrafi powściągnąć drżenia ust. Pomyślał jednak, że należy coś powiedzieć koniecznie. Przeczący znak nie wystarczy tym razem. Musi przemówić, choćby dlatego, by dotrzeć do jądra tego, co ów petersburski list zawierał.
— Cały następny dzień pozostałem w domu — rzekł pochylając się nieco i zatapiając wzrok w czarnych oczach kobiety, by nie zauważyła drżenia jego ust.
— Tak; pozostałem w domu. Ponieważ moje postępki są rozpamiętywane i opisywane, więc może wiadomo pani, że następnego dnia nie widziano mnie na wykładach. Co? Nie wiedziała pani o tem? Otóż, siedziałem w domu przez cały dzień.
Jak gdyby wzruszona jego drżącym głosem, szepnęła ze współczuciem:
— Wyobrażam sobie. To musiało być okropne.
— Widać, że pani rozumie uczucia drugich — rzekł Razumow spokojnie. — To było okropne. To było straszne. To był ohydny dzień. I nie ostatni.
— Rozumiem. Potem, gdyś się pan dowiedział, że go złapali. Alboż ja nie wiem, co się czuje, straciwszy towarzysza w walce. Człowiekowi wstyd, że został. A ja ich pamiętam tylu. Mniejsza z tem. Niezadługo będą pomszczeni. I, czemże jest śmierć? W każdym razie czemś nie tak hańbiącem, jak pewne rodzaje życia.
Razumow uczuł, że mu coś nieprzyjemnie drgnęło w piersiach.