Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 289.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Głos jego był silny lecz niewyraźny. Miał w sobie coś huczącego. Rewolucjonistka zachowała się ze spokojną serdecznością.
— To Razumow — oznajmiła donośnie.
Chudy przybysz odwrócił się żywo.
— Rzuci mi się w objęcia — pomyślał młodzieniec z głęboką odrazą całej istoty, podczas gdy członki jego zbyt mu ciążyły, by mógł się poruszyć. Ale była to obawa bezpodstawna. Miał do czynienia z pokoleniem rewolucjonistów, którzy nie obcałowują się po obu policzkach i tylko ręka, podniósłszy się ciężko, jak gdyby była z ołowiu, opadła w szeroko wyciągniętą dłoń, chudą i gorącą, jak gdyby wysuszyła ją gorączka. Dłoń ta obdarzyła go kościstym, znaczącym uściskiem, jak gdyby dając do poznania że: „pomiędzy nami słowa są zbyteczne“.
Człowiek ten miał duże, szeroko otwarte oczy. Razumowowi wydało się, że z poza ich smutku wyziera uśmiech.
— To Razumow — powtórzyła Zofja Antonowna głośno, na użytek tłuściocha, który w pewnej odległości wystawiał profil swego brzucha.
Nikt się nie poruszył. Wszystko: dźwięki, postawy, ruchy, nieruchomość zdawały się być częścią jakiegoś eksperymentu, którego wynikiem był cienki głosik, świergocący z zabawnem nadąsaniem:
— Och! tak! Razumow. Od wielu miesięcy nie słyszy się o niczem innem, tylko o panu Razumowie. Co do mnie, wyznaję, że wolałbym widzieć na tem miejscu Haldina niż pana Razumowa.
Skrzekliwy nacisk, jaki położył na tem nazwisku: „Razumow — pana Razumowa“ wdarł się do uszu śmiesznie, jak falset klowna cyrkowego, rozpoczynającego jakiś