Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 297.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zapewne — przytaknęła kobieta, marszcząc brwi przyczem czarne oczy zbliżyły się ku sobie w sposób złowrogi. Żadne czworonogie bydlę nie zniosłoby tego niechlujstwa nędzy, w jakiej miljony ludzkich istot żyć muszą w Rosji. Odkrycie to dowodziło, iż istniała zażyłość, pomiędzy Haldinem a tym chłopem, właścicielem koni, człowiekiem luźnych obyczajów, którego nie lubiono w domu. Podejrzewano go, że utrzymywał stosunki z szajką rzezimieszków. Wielu z nich poaresztowano. Nie wtedy, kiedy ich wiózł, lecz było podejrzenie, że to on dawał znać policji i...
Rewolucjonistka urwała nagle.
— Czy przyjaciel pana wspominał kiedykolwiek o niejakim Ziemianiczu?
Razumow był przygotowny na to pytanie.
— Gdy mi je postawią, nie zaprzeczę — powiedział sobie. Ale namyślał się.
— Z pewnością — zaczął zwolna. — Ziemianicz, chłop trudniący się wynajmem koni. Tak. Raz z powodu pewnej okoliczności. Ziemianicz!.. Właściciel koni. Że mi to wyszło z pamięci. Była to przecież jedna z ostatnich naszych rozmów.
— To znaczy — rzekła Zofja Antonowna i spoważniała bardzo — to znaczy, Razumowie, że to było bardzo krótko przed — —
— Przed czem? — wrzasnął Razumow do zdumionej kobiety, która się pomimo to nie cofnęła. — Przed... Ach! tak! Oczywiście, że przedtem. Jakżeby mogło być potem? Na kilka godzin przedtem.
— I mówił o nim pochlebnie?
— Z zachwytem! Konie Ziemianicza! Wolna dusza Ziemianicza!