Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 298.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Razumow znajdował jakąś dziką przyjemność w głośnem wymawianiu tego nazwiska, które jeszcze nigdy przed tem przez usta jego nie przeszło. Utkwił pałający wzrok w rewolucjonistce, aż wyraz jej twarzy, jakby urzeczony, przywołał go do porządku.
— Nieboszczyk Haldin — rzekł ze spuszczonemi oczyma, hamując się — skłonny był do przeceniania ludzi, powodując się nagłemi sympatjami, niedostatecznie, że tak powiem, ugruntowanemi.
— Otóż to! — Zofja Antonowna klasnęła w ręce. — W tem leży — według mnie — rozwiązanie zagadki. Mój korespondent, powziąwszy podejrzenia — —
— Aha! Pani korespondent — rzekł Razumow, niemal otwarcie drwiącym głosem. — Jakież to podejrzenia?.. I kto mu ich napędził? Ten Ziemianicz? Jakiś pijaczyna, gaduła...
— Mówisz, jak gdybyś go znał.
Razumow podniósł oczy.
— Nie. Ale znałem Haldina.
Zofja Antonowna z powagą skinęła głową.
— Rozumiem. Każde twoje słowo potwierdza podejrzenia, udzielone mi w tym bardzo zajmującym liście. Tego Ziemianicza znaleziono pewnego dnia wiszącego na haku w stajni.
Razumow zmieszał się tak widocznie, że Zofja Antonowna, spostrzegłszy to, rzekła z żywością:
— Aha! Zaczynasz pojmować.
Pojmował doskonale i widział wyraźnie przy świetle latarni, rzucającej smugi cieniów, ciało w baranim kożuchu i długich butach, wiszące na tle ściany; spiczasta czapka, z końcami związanemi aż po oczy, kryła twarz.
— Ale mnie to nie dotyczy — pomyślał. — Nie, to nie