Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 301.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

spotkać kilku działaczy, zgromadzonych w bardzo ważnym celu.
— Pomyślałam, że sprawi to większe wrażenie, gdy będę mogła pokazać list wszystkim. Mam go przy sobie w kieszeni. Pojmuje pan, jak byłam rada, natknąwszy się na pana.
„Mnie go nie pokaże“ pomyślał Razumow. „Nie zanosi się na to. Ciekawym, czy powiedziała mi wszystko, co ten jej korespondent wyszperał?“
Ogarnęła go trawiąca chęć zobaczenia listu, ale czuł, że nie powinien tego żądać.
— Proszę, niech mi pani powie, czy to było śledztwo przeprowadzone w tej sprawie?
— Nie, nie — zaprzeczyła. — Znowu ta drażliwość. To pana ogłupia. Alboż nie widzi pan, że nie było o co się zaczepić dla rozpoczęcia śledztwa, gdyby nawet komu było to przyszło na myśl. Zupełna próżnia i na to właśnie powoływały się niektóre osoby, jako na przyczynę przyjęcia cię ostrożnie. A tamto stało się całkowicie przypadkowo, stąd, że mój korespondent zaznajomił się z pewnym inteligentnym garbarzem, mieszkającym właśnie w owej spelunce. Nadzwyczajny zbieg okoliczności.
— Ktoś pobożny — zauważył Razumow z bladym uśmiechem — powiedziałby, że ręka Boga tak wszystkiem pokierowała.
— Mój ojciec nieboszczyk powiedziałby tak — Zofja Antonowna nie uśmiechnęła się. Spuściła oczy. — Chociaż jemu Bóg nigdy nie dopomógł. Dawne to czasy, kiedy Bóg cośkolwiek dla ludzi czynił. W każdym razie tak się stało.
— Wszystko to byłoby zupełnie przykonywającem — rzekł Razumow tonem bezstronnego namysłu, — gdybyśmy mieli pewność, że ów „nasz młody pan“ tych ludzi był istotnie Wiktorem Haldinem. Ale, czy ją mamy?